„zawsze redaktor”
Niektóre publikacje
Z czym do rzeczywistości ANTONI SZCZUCIŃSKI (I nagroda w konkursie "Pochodni")
W celu podjęcia twórczej próby odpowiedzi na zadane w tytule pytanie, musimy zdać sobie sprawę, co jest niezbędne do tego, aby móc skutecznie podejmować współpracę z samorządami, przedstawicielami parlamentu, biznesmenami i innymi ludźmi, od których wiedzy, finansów, pozycji społecznej może zależeć realizacja potrzeb naszego środowiska. Pierwszorzędnym czynnikiem, umożliwiającym kontakty, są odpowiednio przygotowani ludzie. Naszymi reprezentantami powinny być osoby niewidome i wcale nie muszą mieć dyplomów wyższych uczelni. Jedna z niewidomych działaczek związkowo-spółdzielczych na Śląsku opowiadała mi, jak w prosty sposób wytłumaczyła przedstawicielom Ministerstwa Finansów konieczność ustalenia w formie ryczałtu ulgi podatkowej na tak zwane korzystanie z pomocy przewodnika. Działaczka ta, znając z autopsji problemy niewidomych, nie miała żadnych trudności w doborze argumentów i jak się okazuje, były one skuteczne. Nie wykluczam możliwości działania w imieniu środowiska niewidomych, także osób widzących. Pod jednym wszakże warunkiem, że są to ludzie posiadający faktyczny autorytet w Związku, uznany przez niewidomych, a nie mianowany przez prezesa lub nawet prezydium. Ludzie ci powinni również mieć większy kontakt z inwalidami wzroku lub fachowe przygotowanie z tyflologii. W przypadku inwalidów wzroku powinni być to ludzie bardzo dobrze zrehabilitowani i reprezentujący swoim zachowaniem co najmniej poziom środkowoeuropejski. Nawet osoby obdarzone łatwością nawiązywania kontaktów muszą szkolić się w metodach i formach prowadzenia prezentacji tematu, przygotowywania wystąpień i wreszcie prowadzenia rozmów i dyskusji na temat i na poziomie. W celu zaprezentowania środowiska nie tylko słowami, ale i formami działania, musimy mieć co pokazać. Impreza w świetlicy koła to nie jest okazja przekonania, jacy my, niewidomi, jesteśmy biedni i w jak ciężkich warunkach musimy prowadzić działalność, lecz zaprezentowania tego co posiadamy, skromnie, ale schludnie i funkcjonalnie. Świetlica nie może być tylko pomieszczeniem dającym możliwość posiedzenia i wypicia herbaty, "naszym drugim domem", jak to w wielu przypadkach jest ciepło określane. Świetlica na miarę nowych czasów to miejsce, w którym można prowadzić zajęcia dla nowo ociemniałych z dziedziny rehabilitacji podstawowej, terapii zajęciowej czy pracy z komputerem. Nie jest wcale powiedziane, że komputer dla koła musi być z rozdzielnika Zarządu Głównego lub zakupiony kosztem wielu wyrzeczeń z funduszy okręgu. Oglądałem takie świetlice w Szwecji. Urządzenia do prowadzenia terapii zajęciowej, specjalne nagłośnienie dla słabosłyszących i malowanie załatwione zostało z pieniędzy miasta, w którym mieściło się koło. Tak więc reasumując, potrzebni są ludzie i baza materialna. Przy pomocy tych czynników możemy wystąpić do samorządów o finansowanie tego co robimy, z pożytkiem dla inwalidów, a w zastępstwie służb publicznych. Nic w tym stwierdzeniu nowego. Od lat Zarząd Główny PZN i okręgi realizują zadania zlecone przez ministerstwo czy podjęte z bogatej oferty PFRON. Zwiększyła się co prawda ilość kursów i turnusów, ale nie zmalała przypadkowość w naborze uczestników. Nie widzę osobiście przeszkód, żeby koło było organizatorem kursów i turnusów. Są już w kraju koła, które mogą podjąć i pewnie podejmują takie próby. Związek chciał i dalej chce tworzyć w kołach konta bankowe i przyznawać tym placówkom samodzielność. Moim zdaniem bez osobowości prawnej dla okręgów o prawdziwej samodzielności kół nie może być mowy. Wiem, że w tym momencie wielu powie - przecież dawaliśmy taką możliwość okręgom i kołom, lecz nikt lub prawie nikt z tego nie skorzystał. Dla mnie ważne jest, że są już koła, które działają w miarę samodzielnie i są takie okręgi, w których istnieje sieć komputerowa, obsługująca administrację i statystykę związkową. Niepokoi mnie jednak wysokie stężenie "betonu" w okręgach. O przykładach negatywnych, jakie płyną z wyżyn naszej władzy związkowej, można by mówić długo. Wymienię tylko dwa. Mamy wypracowywać formy działania do naśladowania w terenie. Były przed laty zalecenia, żeby zatrudniać przy okręgach rzeczników prasowych, rekrutujących się ze zdolnych niewidomych, a nasz Związek na szczeblu centralnym nie ma rzecznika prasowego z grupą inwalidzką z tytułu wzroku. Drugi przykład - Komisji Samorządowej Zarządu Głównego nie stać na to, żeby przygotować wystąpienie, które w jej imieniu musi pisać aż prezes. Co zrobić, kiedy na poziomie okręgu nie ma takiego prezesa, który mógłby i powinien dawać przykład kształtowania opinii społecznej o niewidomych? Powinien on rozejrzeć się za kimś, kto zrobi to fachowo. Wzorem takiego działania jest jeden z byłych przewodniczących koła terenowego w okręgu bielsko-bialskim. Jest to prosty człowiek, jak się to popularnie mówi "stary robociarz", ale nie pozbawiony zdrowego rozsądku i świadomości tego, co do przewodniczącego koła należy. Nie będąc mówcą, otwierał jedynie zebrania i oddawał głos tym, którzy umieli to robić. Przygotowując imprezy w kole, potrafił umiejętnie rozdzielić robotę, rozdając zadania według kompetencji. Ten człowiek nie bał się o to, że ktoś go ze stołka wysadzi. Opuścił stanowisko z własnej i nieprzymuszonej woli, żegnany z autentycznym szacunkiem za swój dorobek. Dla wyróżnienia takich działaczy warto opracować i wdrożyć status honorowego przewodniczącego koła. To nie frazes, że "mądrość ludu jest mądrością bogów". Pod warunkiem, że bogowie chcą jej słuchać i stosować. Element fachowości to jedyne kryterium, którym powinny kierować się zespoły decydenckie naszego Związku w wyborze aparatu zawodowego. Gwarancją właściwego wyboru jest zwykle rzetelna informacja o tym, co kto potrafi robić. Na łamach "Pochodni" pojawiły się artykuły z dziedziny autoreklamy osoby i umiejętności. Nie wszystkim się to podoba. Jeden z korespondentów wyraził swoje oburzenie z powodu reklamowanej nowej profesji związkowej, jaką jest dyplomowany instruktor brajla. "Pochodnia" dostarcza przykładów prowadzenia polemiki na odpowiednim poziomie i to jest krok w kierunku wyrabiania sobie zdania i sposobu prowadzenia dyskusji. Lubelskie wydawnictwo "Print 6R" wydało w brajlu kilka książek mogących pomóc w przygotowaniu się do działań promocyjnych. Szkoda, że tego typu książki nie wychodzą na taśmach magnetofonowych lub dyskietkach. Bez dobrych narzędzi nawet doświadczony majster niewiele zdziała. Kiedyś w "Pochodni" był artykuł, w którym przytoczono meksykańskie przysłowie: - "Lepiej wiedzieć, dokąd iść, nie wiedząc jak, niż wiedząc jak, nie wiedzieć dokąd". Być może inicjatorom konkursu na temat współpracy z władzami terenowymi uda się zebrać kilka pomysłów - jak iść, ale czy będzie to również odpowiedź na to "dokąd?". Rzeczywistość oczekuje od nas i od naszego Związku, że w sposób odpowiedzialny i fachowy zajmiemy się tymi najtrudniejszymi problemami, wynikającymi z inwalidztwa. Na nas spoczywa obowiązek wskazywania akceptowanych przez środowisko rozwiązań. Od nas będzie się oczekiwało doradztwa w działaniach integracyjnych. Hasło: "Nic o nas bez nas" - trzeba umieć obronić. Jeżeli temu nie sprostamy, to wiele problemów rozwiąże się bez nas, czyli bez uwzględnienia naszych potrzeb Pochodnia grudzień 1997 |